poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Zakochany kundel

Witajcie!
Walczę dziś z niewyspaniem i z bólem głowy, ale się nie poddaję i piszę posta. Jestem taką boCHaterką! *grzeje się w blasku swej chwały*
A tak całkiem serio - ból głowy to cholerna sprawa. Zawsze odzywa się wtedy, kiedy akurat nie powinien. No bo na przykład: weekend, nic nie muszę robić, to świetnie się czuję. Nie narzekam, bo też nie chciałabym, żeby ból głowy zepsuł mi radość z czasu wolnego, ale z dwojga złego wolę to, niż sytuację, w jakiej często się znajduję - mam coś ważnego do zrobienia, to oczywiście nie zrobię nic, a jeśli już zrobię, to tylko męcząc się niesamowicie, bo durny łeb musi ponapierdzielać. Argh.
Zawsze mogę poratować się kawą, w moim przypadku jest ona lekiem na całe zło. Boru dzięki, nie jestem bezbronna.
Wczoraj byłam w lesie. Nie spacerowałam długo, bo złapała mnie straszna burza, ale i tak było fajnie. Musicie wiedzieć, że jestem leśnym stworzeniem i co jakiś czas muszę udać się do lasu, żeby po prostu odetchnąć i ponapawać się tym cudownym leśnym klimatem. Tak też zrobiłam wczoraj, czym zapewniłam sobie spokój ducha na czas bliżej nieokreślony, czyli do następnej wizyty w lesie.
Oj, no bo jak tu nie kochać tych widoków, tego zapachu i tej jedynej w swoim rodzaju tajemniczości? To se ne da.
Pogadaliśmy sobie, no to jedziemy z wyzwaniem.

Dzień jedenasty - Twój ulubiony film z dzieciństwa

No, wreszcie jakiś temat, który nie generuje problemów! Moim ulubionym filmem z dzieciństwa bez wątpienia jest...

Źródło
Borze, jak ja tę bajkę kochałam za dzieciaka (i kocham nadal, tylko rzadziej się do tego przyznaję)! Pamiętam, że miałam ją na kasecie video i oglądałam, kiedy tylko się dało. Jak puszczali ją w tv, też oglądałam. Jak szłam do wujka i mi się nudziło, też oglądałam, bo kuzynki puszczały mi to na ich video. Znałam "Zakochanego kundla" na pamięć, dialogi i piosenki, całe sceny. Uwielbiałam Lady, Trampa i ich przyjaciół, nie cierpiałam kotów syjamskich i płakusiałam na scenie w schronisku dla zwierząt (to ta scena, gdzie zamknięte zwierzaczki wyły i też płakały). Tak, bardzo byłam z tym filmem związana. 
Oczywiście straszliwie podobała mi się scena jedzenia spaghetti i utwór "Bella Notte". Potem długo, długo, jedząc spaghetti, wciągałam makaron tak jak Tramp. Trudno mnie było tego oduczyć, oj trudno. :) Ach, wrzucę Wam tu filmik z tą sceną, niech cieszy ludzi i mnie:


Aż się łezka w oku kręci. Coś mam dziś dziwny nastrój, wszystko mnie wzrusza, to chyba przez ten bolący łeb.
"Zakochany kundel" to dla mnie przede wszystkim piękna historia, trochę dobrego humoru (jak choćby miodna scena, w której Lady robi Trampowi pretensje o jego byłe dziewczyny) i mnóstwo jakiegoś takiego... ciepła, tak, to chyba to.
Co może wydać się Wam trochę dziwne to fakt, że drugiej części "Zakochanego kundla" nie widziałam. Wielokrotnie zabierałam się za obejrzenie, ale jakoś bałam się, że to już nie będzie to. Dla mnie "Zakochany kundel" zawsze był tylko jeden. Głupie podejście? Pewnie tak. I pewnie kiedyś się przełamię i tę drugą część obejrzę, ale na razie jakoś mnie do tego nie ciągnie. Wolę żyć w błogiej nieświadomości i cieszyć się częścią pierwszą i wspomnieniami z nią związanymi.
Do jutra, kochani.
Wasza Red


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz