środa, 13 sierpnia 2014

Everybody dance now!

Witam!
Mam dziś tak zajebisty humor, że od rana tańczę, jeżeli można te wygibasy tańcem nazwać. Nawet teraz, gdy siedzę i piszę posta, bujam się na krześle. Skąd u mnie tyle dobrej energii? Nie wiem, pewnie z kawy i z pozytywnego myślenia. Bo ostatnio postanowiłam skończyć ze swoim słynnym w pewnych kręgach czarnowidztwem i zacząć pozytywne myślenie. I nie żałuję! Teraz wszystko wygląda o wiele lepiej.
Wczoraj było odrobinę kiepsko, bo zderzyłam się ze słynnym już olewaniem pacjenta w przychodni. Poszłam do lekarza, patrzę, a przed rejestracją taaaka kolejka. Stanęłam w tej kolejce, no bo co miałam zrobić? O zdrowie dbać trzeba. Patrzę do przodu, co się dzieje, a tam jakaś kobitka stoi przed okienkiem, trzyma kartę i wyraźnie próbuje coś zdziałać, podczas gdy paniusia po drugiej stronie okienka rozmawia przez telefon i żłopie coś z kubka. Aha. Trochę to potrwało. W końcu paniusia skończyła rozmowę, ale czy od razu zajęła się czekającą kobitką? Ależ skąd. Miała tysiąc innych spraw do zrobienia, takich jak na przykład ciupaniem na komórce.
I potem ludzie się dziwią, że nie lubię chodzić do lekarza.
Nadal walczę z leniem. Zna ktoś jakiś sposób, żeby wygrać tę walkę? Bo zaczynam mieć dość.
Ostatnio wpadłam w szał galaretkowania. Robię różnokolorowe galaretki, na wierzch nawalam bitej śmietany i zmuszam wszystkich naokoło do jedzenia. Tzn. właściwie nie muszę zmuszać, bo jedzą, aż się miło na to patrzy.
Zajmijmy się teraz wyzwaniem.

Dzień piętnasty - najmniej lubiana adaptacja książki

Bałam się, że ten temat sprawi mi sporo trudności, bo chociaż było kilka adaptacji, które średnio mi się podobały, to trudno by mi było zdecydować, którą lubię najmniej. Z pomocą przyszedł mi Filmweb, który przypomniał, że istnieje coś takiego jak "Duma i uprzedzenie" z 2003 roku.

Źródło
Boru, jakie to było okropne. Tak okropne, że wyparłam istnienie tego czegoś z pamięci i spokojnie sobie żyłam. Aż do dziś, kiedy to byłam zmuszona sobie o tym badziewiu przypomnieć.
Tak wyglądałam podczas seansu:
Źródło
A tak po seansie:

Źródło
To filmidło to profanacja. Profanacja mojej ukochanej książki i mojego ukochanego pana Darcy. 
Nie mam nic przeciwko uwspółcześnieniom, ale to trzeba robić z głową, do cholery! "Sherlock" jest najlepszym przykładem, że jest to możliwe. A ta "Duma i uprzedzenie" nawet obok oryginalnej "Dumy..." nie leżała. A pan Darcy jest tu brzydki. W ogóle wszyscy są tu brzydcy i nieciekawi. Bleh.
Komedia romantyczna? Gdzie tu, kurna, jest komedia? Ja jej nie znalazłam. Nawet jako sama "komedia" ten film jest denny, jako adaptacja jeszcze gorszy. 
A podeszłam do tego z w miarę pozytywnym nastawieniem. Myślałam, że może będzie to fajne, tym bardziej, że ktoś mi to wcześniej polecał. I co? Zawiodłam się. Klapa totalna.
Nudne, blade, płytkie, durnowate, kiepscy aktorzy i kompletnie nieadekwatny tytuł - tak można podsumować to filmidło. Nie wiem, co to było, ale na pewno nie "Duma i uprzedzenie". Chcieli zrobić romantyczną komedyjkę? Niech robią, ale Jane Austen proszę zostawić w spokoju.
Stanowczo tego badziewia nie polecam.
Tyle ode mnie na dziś.
Wasza Red


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz