środa, 23 lipca 2014

Red ma dość

Witam.
Borze Wszechlistny... Są takie dni w życiu człowieka, gdy wszystkiego się odechciewa, wszystko traci sens, wszystko widzimy w szarych barwach, najchętniej zaszylibyśmy się w jakimś małym, cichym kąciku i już tam zostali. Tak, moi drodzy, taki mam teraz nastrój, a najgorsze jest to, że sama nie wiem, dlaczego. I właśnie robię to, z czego często się śmiałam, czytając inne blogi. Wylewam żale na blogasku. Tak nisko upadłam. :( Ale nie mogę się powstrzymać, po prostu. Wiem, głupio robię, że tak się dołuję, jutro będzie lepiej, ten podły nastrój odejdzie i da mi święty spokój, ale to nie zmienia faktu, że teraz jest źle. Na szczęście sytuacja nie jest beznadziejna. Zawsze w takich chwilach pocieszam się muzyką i (bardzo ewentualnie kawą i ciastkami), to samo robię i teraz, za pocieszkę służą mi TA piosenka, którą sobie przy okazji podśpiewuję, kubek gorącej czarnej kawy, no i paczka Hitów z Biedronki, które podżeram ze świadomością, że to się źle skończy dla mojej linii. Ale, co mi tam, rodzinka narzeka, że jestem za chuda, więc mogę sobie pozwolić.
Aż się boję, co to będzie, gdy te drobne przyjemności przestaną mi wystarczać.
Ale cóż, dosyć tego biadolenia, pora na wyzwania dzień trzeci, bo czy jest dobrze, czy jest źle, z obowiązków wywiązywać się trzeba. Boru, powinnam się raczej cieszyć, że mimo natłoku zajęć jestem w stanie wyrabiać się z postami. Dobra, do roboty.

Dzień trzeci - ulubiony film akcji/przygodowy

Tu chyba też nie będzie niespodzianki, gdyż moim ulubionym filmem przygodowym jest...

Źródełko w lesie:  Filmweb

"Piratów" bardzo lubię wszystkie części (no, czwartą jakby mniej), ale tu, w przeciwieństwie do filmowej trylogii "Władcy Pierścieni", nie mam problemu z wyborem tej ukochanej. Tak, "Na krańcu świata" ma swoje wady, momentami ta część może być nużąca, pokazuje się w niej sporo durnot, ale, jak to mówią, miłość jest ślepa, prawda? Prawda?
Lubię tę część za sceny walk, za Wilusia (<3, takie moje zboczenie), za Johnny'ego, który Sparrowa zagrał fenomenalnie, za... Mogłabym wymieniać i wymieniać. Uwielbiam scenę śmierci Norringtona, jak i uwielbiam samego Norringtona, który udowodnił, że miał w sobie coś szlachetnego, tylko... No cóż, zbłądził. Skoro już o śmierci mówimy, to epickości nie można odmówić zejściu z tego świata Cutlera Becketta. Nie trawię dupka, ale umrzeć to on umarł z rozmachem. I z rozbrajającą miną. 
Lubię Davy'ego Jonesa i Tię Dalmę, lubię ich, z braku lepszego słowa, relację. Ach, no i Barbossa. Geoffrey Rush, którego bardzo szanuję jako aktora, zagrał Hectora absolutnie fantastycznie.
Nie przepadam natomiast za Elizabeth. Jest w niej coś, co mnie wkurza i koniec, zdania nie zmienię. Może to ta jej głupia mina, gdy próbuje być groźna i zUa... Trudno powiedzieć. 
Nie mogę nie wspomnieć o muzyce. Hansa Zimmera wielbię za jego utwory, a to co pokazał w "Piratach..." zasługuje na jak największe uznanie. Soundtrack z trzeciej części mam na płycie, lubię do niego wracać i się zachwycać. To jest, kurczę, coś. Polecam z całego serca.
Tak, "Piraci..." zapewniają mi odpowiednią dawkę przygód i fajnej napierdalanki, kiedy tego potrzebuję. I za to sobie ich cenię.

Do jutra, kochani. Mam nadzieję, że już w lepszym nastroju.
Wasza Red

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz