Po przerwie wróciłam na łono Internetów, obejrzałam nowy odcinek Poradnika Uśmiechu i... wzruszyłam się. Czuję się z tego powodu wyjątkowo głupio, no bo jak to tak - osoba, której nie rusza prawie nic, wzrusza się na jakimś psychodelicznym filmiku z YT. Ale, Boże święty, tak mi jest żal mamy Agatki, tak jej współczuję tego, że znalazła się w takiej sytuacji i taka chwytająca za serce jest ta prawie końcowa scena, kiedy Agatka spotyka swoją matkę (czy może raczej tak jej się wydaje)... Nie mogłam się nie przejąć.
Wiem, że mnóstwo ludzi traktuje Krainę Grzybów jako coś tajemniczego, doszukuje się podtekstów, tworzy różne (ciekawe, nawiasem mówiąc) teorie itd. I może coś w tym jest, ale ja raczej patrzę na te filmy po prostu jak na interesującą i wciągającą historię. To na niej się skupiam i może przez to tak przeżywam niektóre sceny. Uwielbiam Poradniki Uśmiechu, bo są inne i dużo ciekawsze niż większość prezentowanych nam dzisiaj tworów. Wyróżniają się.
E., dziękuję za miłe słowa i za wsparcie. Strasznie miło mi się zrobiło, jak przeczytałam Twój komentarz, nawet humor mi się trochę poprawił. Zdjęć niestety nie mam, to, że mogłam wziąć ze sobą aparat, przyszło mi do głowy już na miejscu. Przy okazji następnej wyprawy postaram się o tym pamiętać, aczkolwiek niczego nie gwarantuję, bo z pamięcią o istotnych rzeczach bywa u mnie ostatnio kiepsko.
I cóż. Znowu mamy weekend, przeżyłam kolejny tydzień i jakoś prę do przodu. Byle tak dalej. Prawdopodobnie wybiorę się do kina na "Miasto 44", bo mnie ciągną. Przeczytałam opis, zobaczyłam trailer i jedzie mi to opkiem, ale zobaczymy. Może będę mile zaskoczona. Opinie są różne, więc nimi nie będę się sugerować.
Teraz wyzwanie. Dziś łatwy temat.
Film, który jest twoją "guilty pleasure"
I tu bez zastanowienia wybieram to:
Filmweb |
*tu Red zrobiła to, co zwykle robi - weszła na YT, żeby włączyć następną piosenkę i zamiast wrócić do pisania, obejrzała teledysk*
Dobra, wracając do tematu - skoro "Moulin Rouge" ma tyle wad, to dlaczego go lubię? Bo cieszy oko, jest bajecznie kolorowy, muzyka może nie jest jakaś bardzo ambitna, ale całkiem przyjemna (a "El Tango de Roxanne" uwielbiam!), historia jest prosta, ale jak się wyłączy myślenie, to można się cieszyć tą bajkowością. Ja to kupuję, oczywiście z myśleniem wyłączonym.
Jeszcze co do muzyki - uważam, że pomysł na przerobienie znanych piosenek i dostosowanie ich do potrzeb filmu, był całkiem niezły. Wyszło bardzo fajnie.
Są momenty, które mnie irytują, bywa, że bohaterowie mnie wkurzają, ale jestem w stanie to przełknąć. Wspomniana wyżej scena z "El Tango de Roxanne" odkupuje wszystkie winy filmu. Zwłaszcza na początku. Jest po prostu zajebista, zresztą, sprawdźcie sami. Ach, aż mam ciary, jak to oglądam.
Podsumowując - jeżeli szukasz czegoś niezbyt ambitnego, jakiegoś przyjemnego odmóżdżacza, to mogę "Moulin Rouge" stanowczo polecić. W tej roli spisuje się naprawdę znakomicie. Jeżeli chcesz kina ambitnego, to omijaj ten musical szerokim łukiem, żeby nie dostać kur... Eee, ataku szału. Tyle ode mnie.
Miłego weekendu!
Wasza Red
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz