piątek, 30 stycznia 2015

Powrót Córki Marnotrawnej

*rozgląda się niepewnie*
Eee...

Witam!
Podobno winny zawsze się tłumaczy, a że ja czuję się wyjątkowo winna, przygotujcie się na długie tłumaczenia.
Albo nie takie długie. Jak wyjdzie.
Tak. Ostatni raz pisałam tu we wrześniu, wyzwania nie ukończyłam, w dwóch słowach – spieprzyłam sprawę. Dlaczego? Najpierw nie miałam czasu. Wzięłam sobie na głowę odrobinę (ekhm, ekhm) za dużo i wyszło, jak wyszło. Potem brakowało mi motywacji. Potem bałam się tu zaglądać i przysłowiowo zamiatałam problem pod dywan. Noale. Przemyślałam sprawę i postanowiłam się ogarnąć. I wrócić do pisania tutaj. Przede wszystkim należą Wam się ogromne przeprosiny. No to tak:

Stąd

Bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam. To już się nie powtórzy. Przyrzekam pisać tutaj w miarę regularnie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
No, mogę pisać dalej. Muzyka jest już w słuchawkach obecna – dziś słucham TEGO soundtracku, bo jakiś czas temu obejrzałam w końcu "Chicago" i bardzo mi się to spodobało, polecam, przefajny musical. Z ostatnio obejrzanych przeze mnie filmów polecam też "Dziką Rzekę" – naprawdę dobrze się to ogląda, no i Meryl Streep... Chyba nie muszę już niczego więcej wyjaśniać. ;) 
Oj, wiele się u mnie działo od czasu opublikowania tu ostatniego posta. 
Najważniejsza zmiana to chyba to, że postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i znalazłam sobie pracę. I tu muszę chyba wspomnieć, że jestem niesamowitą szczęściarą i muszę być w czepku urodzona, bo wysłałam pierwsze w życiu CV, pierwszy list motywacyjny, dostałam zaproszenie na pierwszą w życiu rozmowę kwalifikacyjną i od razu zostałam przyjęta! Niewątpliwie dzięki swojemu wrodzonemu urokowi, umiejętnościom komunikacyjnym, inteligencji i niebywałej skromności. 

Stąd
No dobra, może jednak nie dlatego. 
Cóż, może nie jest to moja wymarzona praca (wiecie, w przyszłości chciałabym robić coś naprawdę ekscytującego lub związanego z moimi artystycznymi zapędami), ale jak na pierwszy raz... Trafiłam naprawdę dobrze. A nawet lepiej. Mam najlepszego szefa i najlepszą szefową na świecie, ogromny szacun dla nich za ogarniętość, poczucie humoru i umiejętność radzenia sobie z takim... czymś jak ja. Na czym polega moja praca? Cóż, jestem Smutną Panią z Okienka, tyle że nie smutną, a udającą przyjazną i miłą, no i nie z okienka, a zza biurka. Zajmuję się klientami, którzy bywają... różni. Jakiś czas temu pewna Pani Petentka przyszła załatwić sprawę, była bardzo miła, ucięłyśmy sobie nawet niezobowiązującą pogawędkę, ale cóż z tego? Gdy Pani wychodziła, życzyła mi miłego wieczoru, a gdy ja, bardzo uprzejma Pani zza Biurka, odpowiedziałam: "wzajemnie", Petentka zareagowała świętym oburzeniem. No hę? I weź, bądź miłym człowiekiem.
Stąd
Z rzeczy mniej ważnych... Udało mi się spełnić jedno ze swoich marzeń i zobaczyłam operę "Carmen" na żywo. Do domu wróciłam oczywiście ze straszliwą depresją pooperową, bo chciałam jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze. Tak to ze mną jest, że zawsze, gdy jestem na operze, od nowa uświadamiam sobie, za co tak bardzo operę kocham. Ech.
Miałam też okazję zobaczyć na żywo "Skrzypka na dachu" i tu też byłam zachwycona. Wiecie, uwielbiam filmową wersję "Skrzypka...", pisałam o tym jakiś czas temu, a sceniczna nie jest gorsza. Jeżeli będziecie mieli możliwość, wybierzcie się, bo to prawdziwa uczta dla duszy. 
Ach, byłam też na "Grze Tajemnic" (cóż za niespodzianka, wcale nie pojechałam do kina ze względu na Benka C.) i nie żałuję. Film może i ma swoje niedociągnięcia, ale ogólnie wychodzi na plus, a Benek odwalił kawał dobrej roboty.
*fuck, znowu poszłam na YT zmienić piosenkę, obejrzałam teledysk i zapomniałam, co miałam napisać*
Powiem Wam, że mam ostatnio strasznie dużo na głowie, przede wszystkim pracę i spektakle, ale też mnóstwo innych rzeczy i, o dziwo, jestem z tego faktu bardzo zadowolona. Kiedyś lubiłam się trochę poopierdzielać, ale teraz, gdy mam w perspektywie trochę wolnego, jestem przerażona. Przecież ja zwariuję bez czegoś konkretnego do roboty. Całe szczęście, że jestem kreatywna, więc coś wymyślę. Albo pójdę na łyżwy i się zabiję (przez przypadek, ofkoz). Lubię łyżwy. Mam też w planach próbę swoich sił w teatrze cieni, więc chociaż przez kilka dni będzie ciekawie. No i analizowanie, przydałoby się w końcu wyprodukować jakąś analizę. Ekhm.
Wyzwanie ukończę (co z tego, że po kilku miesiącach...), ale dziś tematem jest "Ulubiony remake", a że ja takowego nie mam, daruję sobie pisanie. Jutro będzie ostatni temat, który bardziej mi podszedł, więc coś napiszę.
Moje miasteczko pięknie wyglądało pod śniegiem. Teraz ze śniegu zrobiła się cholerna ciapa i już nie jest pięknie, tylko mokro, brudno i w ogóle fuj. A mojemu biednemu piesełowi brudzą się i przemakają łapki i potem mam syf w domu. Uczę się bycia Perfekcyjną Panią Domu od Małgorzaty Rozenek, więc muszę od razu ten syf sprzątać. 
Nie uczę się. I nie zawsze sprzątam, jestem litościwa i pozwalam zrobić to komuś innemu.
Matko, tyle Wam chciałam napisać, a jak już siadłam do klawiatury, to mam wrażenie, że najważniejsze sprawy pomijam. Trudne jest życie Red. 
To co, chyba tyle? Znając życie, coś mi się jeszcze przypomni, ale najwyżej wspomnę o tym jutro.  A teraz się z Wami pożegnam.
Stąd

Do miłego!
Wasza Red

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz